MATKA MIŁOSIERDZIA – JADWIGA WOLSKA – 80 LAT ŻEGOTY W NOWYM SĄCZU (CZ.3)

Jedna z najważniejszych postaci wojennego Nowego Sącza. Wzór odwagi i  bezkompromisowości. Prawdziwa Bohaterka. Kobieta, o której musimy pamiętać. Tym bardziej w roku kiedy obchodzimy 80. rocznicę początku działalności Żegoty w Nowym Sączu.

Jadwiga pochodziła z miejscowości Ryżawka na Ukrainie. Urodziła się w 1907 r. w domu Czerniejewskich. Jej Rodzina jednak opuściła Humań, przenosząc się na tereny polskie (obecnie białoruskie). W 1926 r. Jadwiga ukończyła liceum w Krzemieńcu, z zawodu była nauczycielką. Przed 1939 r. przybyła do Nowego Sącza. Elegancka, o ujmującej powierzchowności, robiła bardzo przyjemne wrażenie swoim zachowaniem, a przede wszystkim dziwną szczerością i otwartością wypowiedzi, przesyconych altruizmem i patriotycznym żarem pracy społecznej – pisał Stanisław Długopolski.

W chwili wybuchu II wojny światowej miała 32 lata i od jakiegoś czasu mieszkała przy ul. Tatrzańskiej 6 wraz z mężem inż. Zygmuntem Wolskim. Pod koniec 1939 r. zaangażowała się w powstanie Polskiego Komitetu Pomocy – Oddział „Wysiedleni”. Z wielką ofiarnością pomagała potrzebującym, działając w ramach Rady Głównej Opiekuńczej. Jej działania obejmowały wszystkie rodzaje pomocy dla potrzebujących, bez względu na wyznanie, pochodzenie i zamożność. Pomagała sądeckim więźniom, pracowała przy kuchni dla wysiedlonych i głodnych dzieci. Stała na czele Komitetu Opieki Społecznej, który swoją siedzibę miał przy ulicy Jagiellońskiej 39. „Jaga”, jak ją nazywano, zaangażowana była także w działalność Polskiego Czerwonego Krzyża. Nazywana była w Nowym Sączu Matką Miłosierdzia. I była to bardzo trafna nazwa.

Z okupantem walczyła też czynnie na polu kultury. W czasie okupacji w swoim domu organizowała wieczorki artystyczne, podczas których deklamowano patriotyczne wiersze i śpiewano polskie pieśni. Podczas jednego z wydarzeń wystąpił sam Juliusz Osterwa, który z żoną Matyldą w latach 1943 – 1944 przebywał w Nawojowej u hrabiego Stadnickiego. Deklamował w jej domu Hamleta, ana kolejnym wieczorku wyjątki z Wyzwolenia Wyspiańskiego. Wolska organizowała u siebie także patriotyczne koncerty, gdzie można było posłuchać utworów Chopina i Paderewskiego. Przy Tatrzańskiej podejmowała także hrabinę Karolinę Lanckorońską.

Osoby, które znały ją i obserwowały jej działania, zgodnie podkreślają jej niezwykłą, niespożytą wprost energię. Wspominano jej odwagę, gotowość do poświęceń, a także umiejętność postępowania z niemieckimi okupantami, w czym również pomagała jej ujmująca uroda.

Jadwiga z wielkim oddaniem włączyła się w akcję pomocy Żydom uwięzionym w getcie w Nowym Sączu. Udało jej się, powołując się na zagrożenie wybuchem epidemii, uzyskać pozwolenie Niemców na dostarczenie do getta żywności i lekarstw. Uzyskała jednorazową przepustkę do getta, którą wykorzystała 10 razy. Sprytnie dostarczyła także drewno na opał. Jak wmawiała okupantowi: do dzielnicy żydowskiej wysłała tylko zepsute leki i przeterminowaną żywność. Ponadto dostarczała fałszywe dokumenty. W 1942 r. została aresztowana przez Gestapo i poddana brutalnym przesłuchaniom. Niedługo potem zorganizowała Zakład Chłopców, ulokowany w pomieszczeniach dawnego szpitala żydowskiego przy ul. Kraszewskiego. Przeznaczony był dla synów polskich żołnierzy poległych na froncie i w egzekucjach. Jak wspominał Stanisław Długopolski była jedyną kobietą, która nie bała się Hamanna, a nawet potrafiła go przedrzeźniać. Szef gestapo lubił jej humor i chyba dlatego mogła sobie na wiele pozwolić. Powszechny szacunek miała w całym wojennym Nowym Sączu. Każdy wiedział, że znajdzie u niej pomoc i pocieszenie.

Kiedy zaangażowała się w działalność Żegoty wzbudzała trochę szok swoim zachowaniem w gronie szanowanych mieszczan: piękna brunetka o szarych oczach, harcerka o wyglądzie anioła, a klnąc przy tym tak soczyście, że obecni Jezuici raz po raz spoglądali na sufit czy przypadkowo nie zawali im się na głowy – pisał Andrzej Korsak.

Jadwiga Wolska

Dzięki Wolskiej zimą 1942 r. do getta dostarczono kilka wagonów węgla. „Jaga” powiedziała Niemcom, że posłała do getta trochę miału i kamieni. Robiła tak zawsze. Taką samą metodę postępowała z lekarstwami, które w oficjalnych raportach były najczęściej przeterminowane, jedzenie zepsute, a ubrania zawszone. Wszystko to było kłamstwem, natomiast Hamann nie miał ochoty dyskutować z piękną Jagą. Dużą pomoc dla Żydów postanowiono zorganizować w dniu ich Paschy w 1942 r. Jadwiga Wolska udała się do nowosądeckiego Gestapo i argumentowała, że Żydom jako obywatelom polskim należy się dobre zaopatrzenie przed świętami. Na stwierdzenie szefa nowosądeckiego gestapo Heinricha Hamanna, że Żydzi przecież mają swoją Żydowską Samopomoc Społeczną i polskie RGO nie powinno się tam pojawiać, Wolska odpowiedziała że robi tak z powodu „łona”. Na zdziwienie gestapowca doprecyzowała: „łona Abrahama, na które ich stale wysyłacie” – napisał Sylwester Rękas w artykule o działalności „Żegoty” w miesięczniku „Sądeczanin”. Wolska doprowadzała Niemców do śmiechu i łez jednocześnie swoimi odzywkami. Oczywiście otrzymała przepustkę na Pesach. Niemcy jakoś nie zauważali, że na jej podstawie Jaga jeszcze 10 razy przywiozła żywność do getta. Podobno w transporcie była ukryta broń i różne nielegalne pisma. Wszystko było oznaczone zieloną nitką, więc doskonale Żydzi wiedzieli, gdzie jest przemycany towar. Być może jej działalność miała związek z planowanym w przyszłości powstaniem w getcie. O tym się już nie dowiemy. Niestety nie wszyscy mieli poczucie humoru i byli dla niej pobłażliwi. W końcu Wolska została aresztowana, ale i tak za kilka dni ją zwolniono.

Pomagała konkretnym osobom wyznania mojżeszowego. Jeśli istniał jakiś margines bezpieczeństwa przeżycia wojny przez Jagę, zaangażowaną w ryzykownej pracy społecznej, choćby w obozie koncentracyjnym — to margines ten kończył się bezwzględnie na akcji „Żegota” – pisał Długopolski. Dzięki niej przeżyła Teresa Huppert i jej syn Uri (Jerzy). Huppertowie byli bogatą i wpływową rodziną we Lwowie. Teresa z mężem Ignacym mieszkała w Bielsku Białej. Po wybuchu wojny wyjechali na wschód do Lwowa z 7 letnim synem. Wracali do kraju i zatrzymali się w Rytrze. Teresa została urzędniczką na niemieckiej zaporze w Rożnowie, ukrywając swą tożsamość. Świetnie mówiła po niemiecku. Syn nawet poszedł do szkoły! Pomagał im Marian Gołębiewski. Pewnego dnia została ona aresztowana, a mały Jurek szukał matki i trafił do RGO w Nowym Sączu. Wolska niewiele się zastanawiając przygarnęła chłopca i umieściła w swoim zakładzie. Potem wystarała się o zwolnienie jego matki. Jakby było tego mało – ryzykując życie – zatrudniła Teresę w biurze RGO. Dzięki temu obydwoje przeżyli wojnę. Taka była Jadwiga Wolska – nie przepuściła żadnej okazji, żeby pomóc.

Niestety, Jadwiga zapłaciła za morderczą pracę najwyższą cenę. Jaga, poświęcająca bez reszty cały swój czas, dosłownie od rana do nocy, aby wieczorem wrócić do nigdy nie opalanego mieszkania przy ul. Tatrzańskiej — i wypić trochę mleka, które było chyba Jej jedynym codziennym pożywieniem – wspominał Długopolski. Zmarła cztery lata po wojnie, 19 października 1949 r. z powodu gruźlicy, w sanatorium w Otwocku.  Lata wojny dały jej się odczuć na zdrowiu. Trudno nam sobie wyobrazić ile razy ta bohaterska kobieta stawiała swoje życie na ostrzu noża. „Jaga” spoczywa na warszawskich Powązkach.

Jak wspominał Długopolski, umierała mając na ustach słowa: Żyć jest warto wtedy – gdy się pracuje dla innych. W 1992 r. otrzymała pośmiertnie Medal Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. W sądeckim kościele kolejowym wisi poświęcona jej tablica pamiątkowa, jej imię nosi szkoła, a na Wólkach znajduje się ulica imienia tej wielkiej Bohaterki.