Powstanie w Auschwitz – Cheder na papierze (cz. 1)

Podniosłam głowę. Na wprost mnie stały szubienice.
 Wtedy wszystko zrozumiałam.
Odczytano wyrok śmierci ”w imieniu prawa”
– gorzka ironia w miejscu, w którym nie było żadnych praw.

Rose Gruenapfel Meth.

5 stycznia 1945 r. cztery młode kobiety: Ala Gertner, Róża Robota, Regina Safirsztaj i Estera Wajcblum zostały powieszone na mobilnej szubienicy. Według słów niemieckiego oficera winne były śmierci 500 osób, członków Sonderkommando, którzy 7 października 1944 r. podnieśli jedyny w historii obozu Auschwitz Birkenau bunt.

Komando to powstało w kwietniu 1942 r. Składało się wyłącznie z żydowskich więźniów. Pracowali w barakach, segregując ubrania i inne mienie zamordowanych, zatrudnieni byli bezpośrednio przy obsłudze komór gazowych: wyciąganiu zwłok, wyrywaniu złotych zębów, obcinaniu włosów, zmywaniu z podłogi śladów krwi i ekskrementów. Wykopywali doły – masowe groby, do których początkowo wrzucano zwłoki. „Pracowali” w miejscu, w którym ich bracia znajdowali śmierć. Czasem okłamywali ofiary, kiedy te pytały, co stanie się z nimi za kilka minut, albo udawali, że nie słyszą ich pytań. Jeden z diarystów komanda,  Załmen Gardowski, pisał o ich losie tymi słowami: trzeba zabić serce, czujące serce, każdy ból i każde uczucie. Trzeba milczeć o potwornych cierpieniach, jakie niczym huragan targają wszystkimi członkami. Trzeba stać się robotem, który niczego nie widzi, nic nie czuje i nic nie rozumie.

W chwili największego natężenia eksterminacji Żydów ich stan liczbowy sięgał 900 osób. Byli świadkami potwornej zbrodni dokonanej na ich narodzie. Zbyt wiele widzieli by przetrwać. Część z nich już wcześniej była selekcjonowana i uśmiercana przez Niemców. Zdawali sobie sprawę z tego, że wszyscy będą musieli umrzeć. Nie chcieli jednak ginąć bez walki. Włączyli się do istniejącego w obozie ruchu oporu. Liczyli na wspólny bunt i ucieczkę. Zostali jednak sami…

7 października 1944 r., w dzień szabatu, pierwszego miesiąca żydowskiego kalendarza tiszri, więźniowie Sonderkommando, uważani przez Niemców za bezwolne istoty, wystąpili przeciwko swoim oprawcom. Gideon Greif, wybitny historyk Holokaustu, rzuca światło na to jedyne powstanie, do jakiego doszło w obozie. Razem z nim przez mroki nazistowskiego piekła kroczy Itamar Levin, także badacz Holokaustu; by nakreślić portret wytrwałości ludzkiego ducha.

Bunt trwał bardzo krótko. W jego wyniku zginęło około 450 więźniów i tylko trzech esesmanów a kilkunastu raniono. Ostatnie ofiary powstania zostały powieszone  5 stycznia 1945 r. Około setce więźniów Sonderkommando udało się przeżyć wojnę.

„Powstanie w Auschwitz” Gideona Greifa i Itamara Levina, to dobre dopełnienie książki „Płakaliśmy bez łez: (Gideona Greifa).  Obie książki ukazały się właśnie na rynku wydawniczym. Jedna z nich jest kolejnym już wydaniem. Obie są obrazem życia i śmierci ludzi z dna piekła, jakim był wyizolowany odcinek obozu Birkenau. Dostępne są w Sądeckiej Bibliotece Publicznej im. J. Szujskiego w Nowym Sączu, ul Franciszkańska 11. Polecam, choć to trudna lektura.